Zabawa w dom. Czy to nie kojarzy się z dzieciństwem? Kojarzy i to bardzo, bo chyba każda z nas doskonale zna tą zabawę. Byłyśmy paniami domu, żonami i matkami i chyba większość nas tak bardzo chciała, aby to stało się rzeczywistością, bo co w tym takiego trudnego? Dorosłość, dom, rodzina-czy to nie brzmiało cudownie? Wtedy tak, ale jak to w życiu bywa-nie wszystko bywa proste.
Czym jest dorosłość widziana okiem młodego człowieka, stojącego u jej progu? Brakiem kontroli, luzem i możliwością decydowania o sobie. Brzmi cudownie, pachnie wolnością i niezależnością, ale rzadko kiedy odpowiedzialnością. Młodzieńczy bunt, impulsywność i szybkość działania czasem może skomplikować wszystko.
Zastanawiam się czasem jak potoczyłoby się moje życie gdybym w wieku 22 lat miała dzisiejszą mądrość? Jakie decyzje bym podjęła? W jakim punkcie byłabym dziś i przede wszystkim czy zdecydowałabym się na małżeństwo w tak młodym wieku? Patrząc w tył ze świadomością, którą mam dziś- nie, nie zdecydowałabym się.
Kiedy byłam młodsza wszystko wydawało mi się proste, no może nie wszystko ale uważałam, że nie ma takich przeszkód, których nie jestem w stanie przeskoczyć i niby nic w tym złego, bo warto wierzyć we własne możliwości, ale niestety nie przewidziałam konsekwencji młodzieńczej impulsywności. Kiedy poznałam mojego męża wydawało mi się, że odtąd moje życie będzie idealne, że problemy i kryzysy dotykające inne, znajome mi pary, nas cudownie ominą, że my jesteśmy inni, wyjątkowi. Małżeństwo, ciąża, dom-czego można chcieć więcej? Ja nie mogę mówić za wszystkich, ale mogę Wam powiedzieć czego zabrakło nam-dojrzałości.
Wychodząc za mąż uważałam, że oboje jesteśmy dorośli i świadomi obowiązków i odpowiedzialności, które nas odtąd czekają, ale życie szybko zweryfikowało naszą dorosłość, rzucając nam pod nogi coraz to większe kłody. Okazało się, że wspólne życie, dom i rodzina to nie tylko szczęście i beztroska, ale przede wszystkim odpowiedzialność, którą czasem tak trudno zrozumieć.
Kiedy opadły emocje i z nosa spadły różowe okulary, nagle okazało się, że nic nie jest takie proste jak mi się wcześniej wydawało. Pojawiły się różnice, których wcześniej nie widziałam, albo nie chciałam zauważyć, a po beztrosce nie było już śladu. Proza życia, którą tak ciężko ominąć. Czy to były problemy nie do obejścia? Zdecydowanie nie, ale czegoś w tym wszystkim zabrakło. Brakowało wzajemnego wsparcia, oraz chęci walki. Z biegiem czasu okazało się jak bardzo się nie znamy, jak bardzo nie rozumiemy siebie wzajemnie, jak bardzo nie dbamy o zaspokojenie swoich potrzeb. Oddalaliśmy się od siebie z każdym dniem, a z wcześniejszej fascynacji nie zostało już chyba nic. W tamtej chwili widziałam tylko wady tego związku nie dostrzegając już żadnych zalet i uważałam, że chyba tak już musi być, że nic nie można zrobić, ale pewnego dnia obudziłam się i zrozumiałam, że ja wcale nie chcę tak żyć, że ja chcę czegoś więcej.
Na końcu tego małżeństwa zaważył kompletny brak współpracy i kompromisów i dopiero teraz rozumiem na czym powinien opierać się partnerski związek. Mimo porażki odetchnęłam z ulgą, poczułam się wolna, a dziś? Dziś nie żałuję niczego, bo jestem bogatsza o doświadczenia, które dziś są dla mnie dobrą lekcją, z której wyciągnęłam wnioski. Zrozumiałam, że nawet największa i szalona miłość nie gwarantuje stabilnego i szczęśliwego związku, bo oprócz wspomnianej miłości, dwoje ludzi powinna łączyć dojrzałość i świadomość własnych czynów.
Życie to nie bajka, a dorosłość to nie tylko posiadanie dowodu osobistego, dlatego gdybym dziś miała podjąć decyzję o ślubie, wiem że postąpiłabym inaczej. Odłożyłabym to czasie, pozwoliła na głębsze poznanie, zrozumienie czego tak naprawdę oczekujemy od życia. A co by się wtedy okazało? Że na podjęcie tak poważnych decyzji nigdy nie jest za późno, za to często bywa za wcześnie…